
Koledzy Damiana o jego śmierci dowiadują się późnym wieczorem, gdy policjanci zwalniają ich
z aresztu. Wszyscy słyszą niemal to samo: „Wasz kolega wdrapał się na słup i spadł”. Nie
wierzą w ich wersję. Gdy jadą na miejsce tragedii, zachodzą w głowę, w jaki sposób Damian,
który miał lęk wysokości i problemy z kolanem, mógł przejść przez ogrodzenie z drutem
kolczastym, nie raniąc sobie dłoni, a potem wspiąć się na maszt bez pomocy drabiny. Kiedy
widzą jego twarz przed pogrzebem, nabierają jeszcze większych wątpliwości. – Nie wyglądał,
jakby spadł, tylko jakby dostał niezły łomot – mówią zgodnie. Przypuszczają, że stoi za tym
policja.